Paweł Machcewicz – historyk pozytywnie zaangażowany
Paweł Machcewicz jest dziś szeroko znany jako – do niedawna – dyrektor i szef zespołu twórców Muzeum II Wojny Światowej.
Do tego zadania dochodził stopniowo poprzez inne doświadczenia, o których trzeba opowiedzieć.
Pracę historyka rozpoczynał na seminarium prof. Marcina Kuli w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, a od 1991 r. był (i jest dotąd) związany z Instytutem Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, utworzonym w 1990 r., na początku wielkiej transformacji demokratycznej. W zespole historyków – badaczy PRL – stworzonym i kierowanym przez prof. Andrzeja Paczkowskiego, było początkowo nas czterech – Paczkowski, Machcewicz, ja i Dariusz Stola, obecnie dyrektor Muzeum Polin. Podejmowaliśmy badania źródłowe nad dziejami powojennej Polski w oparciu o otworzone właśnie archiwa. Paweł Machcewicz opracował nowatorską historię roku 1956 – przemian postaw społecznych i świadomości, którą obronił jako doktorat w 1993 roku. Opracował także popularną, ale wartościową biografię Władysława Gomułki. Uczestniczył w różnych konferencjach, dyskusjach na łamach prasy, i współredagował miesięcznik „Mówią Wieki”, adresowany do młodzieży licealnej. Wspólnie przygotowywaliśmy pamiętne konferencje w Jachrance o wielkich wydarzeniach lat 1980-81 oraz w Miedzeszynie o początkach transformacji 1989 roku.
Wspólnie też pracowaliśmy w projekcie badawczym o dziejach powojennej emigracji, z czego powstały trzy monografie, wszystkie zakończone habilitacjami. Tom Pawła Machcewicza „Emigracja w polityce międzynarodowej” (1999) jest opowieścią o wielorakich wysiłkach polskiej emigracji, by przybliżyć odzyskanie przez Polskę wolności, ale też jest studium miejsca powojennej Polski w polityce zwłaszcza amerykańskiej pierwszych powojennych kilkunastu lat. W czasie tej aktywności Machcewicz miał okazję odbyć pogłębione studia dzięki Fundacji Fulbrighta i Woodrow Wilson Center, a także odbyć wiele rozmów, między innymi z Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Dało to unikalną perspektywę spojrzenia na sprawy polskie w kontekście światowym i wrażliwość na postrzeganie Polski z daleka, co okazało się niezwykle przydatne w podejmowaniu dalszych wyzwań. Rozwinięciem tego wątku badań jest książka „<Monachijska menażeria>. Walka z Radiem Wolna Europa”, oparta o ujawnioną po 2000 r. dokumentację Służby Bezpieczeństwa.
W 2000 r. Paweł Machcewicz został dyrektorem Biura Edukacji Publicznej we właśnie utworzonym Instytucie Pamięci Narodowej. Skompletował zespół kilkudziesięciu młodych historyków, którzy mieli podjąć badania nad powojenną Polską, głównie w oparciu o odtajnione dokumenty Służby Bezpieczeństwa. Losy ludzi, którzy wtedy rozpoczynali pracę w BEP potoczyły się różnie, niektórzy zostali cenionymi historykami, autorami ważnych prac, niektórzy wybrali inną drogę. Biuro Edukacji Publicznej podejmowało różne tematy, panowała w nim wolność badań i ich kierunku, pełniło też ważną rolę edukacyjną w zakresie historii najnowszej – adresowaną zwłaszcza do młodzieży.
IPN z natury rzeczy znalazł się w centrum dyskusji publicznych. Najpierw ze względu na dyskusję o PRL i jej ocenę, a wkrótce potem ze względu na dramatyczny problem Jedwabnego. Opublikowanie przez Jana Tomasza Grossa książki „Sąsiedzi” o wymordowaniu w lipcu 1941 r. żydowskich mieszkańców Jedwabnego przez ich polskich sąsiadów, otworzyło największą dyskusję, jaka na tematy historyczne przetoczyła się przez polskie media od 1989 roku. IPN musiał podjąć śledztwo dla potwierdzenia lub zaprzeczenia opisom Grossa, ale przed wszystkimi stawało pytanie o odpowiedzialność Polaków za tę zbrodnię, a także pytanie szersze – czy Polacy w czasie wojny i okupacji byli tylko ofiarą? Machcewicz wraz z Krzysztofem Persakiem był współredaktorem monograficznych analiz i zbioru dokumentów opublikowanych w 2002 r. pt. „Wokół Jedwabnego”.
Dyskusja wokół zbrodni w Jedwabnem kierowała się także ku pytaniu, jak opowiadać polską historię? Czy wydobywać z niej wszystkie wątki? Andrzej Nowak w głośnym artykule „Westerplatte czy Jedwabne?” ocenił, że następuje „starcie historii chwały narodowej z historią narodowej hańby”, przy czym ta druga jest w natarciu. IPN zaś powołany do roli strażnika „historycznych relikwii” niedostatecznie odpiera próby historycznego „rewizjonizmu”. Machcewicz odpowiadał: „I Westerplatte, i Jedwabne”: „Odkrywanie całej prawdy o naszej przeszłości, przywracanie pełnego blasku rzeczom, z których słusznie powinniśmy być dumni, jak i zdzieranie zasłony ze spraw wstydliwych, które występują w historii każdego kraju, to najlepsza droga do budowania wspólnoty narodowej zakorzenionej w przeszłości, świadomej stojących za nią pokoleń.” (s. 171)
Machcewicz opowiadał się więc za historią prawdziwą, nie unikającą tematów trudnych, które przecież w całej opowieści o polskich historii w XX wieku, bynajmniej nie dominowały. BEP pod jego kierunkiem podejmował badania nad represjami niemieckimi i sowieckimi, nad polskim państwem podziemnym, powojennym podziemiem, zbrodniami stalinizmu, ale też historią opozycji przeciw dyktaturze partii, buntami społecznymi 1956, 1968, 1970 i 1976 roku oraz historią „Solidarności” i stanu wojennego. Sposób ujęcia rzeczowy, opisowy, umiarkowany w ocenach, okazywał się jednak dla wielu niewystarczający.
Pierwsze prace oparte na materiałach bezpieki, jeszcze wycinkowe, często wyrwane z kontekstu, owocowały jeszcze ostrzejszym niż dotychczas potępieniem powojennego reżimu, ale też podważaniem sensowności dróg umiarkowanej opozycji, pojawieniem się silnej radykalizacji ocen i podejrzliwości wobec opozycjonistów, zwłaszcza „winnych” kompromisu Okrągłego Stołu. W nurcie badań nad powojennym podziemiem pojawił się kierunek uznania go za jedyną właściwą postawę wobec powojennego reżimu, łączony z deprecjonowaniem postaw innych, bardziej umiarkowanych. Po kilku latach Machcewicz zauważał, iż „trudno było nie przyznać, że w dużej mierze za jego [IPN] sprawą doszło w Polsce do znaczącej zmiany klimatu intelektualnego, moralnego, czy nawet politycznego.” Sprawy, które „były częścią odległej, zamkniętej przeszłości, zaczęły ożywać kilkanaście lat po upadku komunizmu” (s. 15). Ta zmiana była jedną z przyczyn wyniku wyborów w 2005 roku. Nastąpiła także zmiana kierownictwa IPN, które skręciło ostro w prawo. Dla Machcewicza zabrakło miejsca w Instytucie.
W tym czasie zaczęto często mówić o polityce historycznej. Podczas jednej z debat Machcewicz z ostrożnością mówił o tym pojęciu, gdyż pamięta się doświadczenia dyktatury PRL, „kiedy na środowisko historyków wywierano ogromną presję polityczną.” Jeśli o polityce historycznej mówić, to jako o popularyzacji historii przy użyciu narzędzi znajdujących się w rękach państwa. Pozytywnymi przykładami były Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum Powstania Warszawskiego. Politycy nie mogą jednak narzucać wizji przeszłości, choćby była nośna politycznie. Istnieje bowiem zagrożenie, że wówczas mielibyśmy do czynienia „nie z nauką, a z propagandą, nie z edukacją, a z indoktrynacją.” Jako pozytywny przykład oddziaływania polityki historycznej na arenie międzynarodowej wymienił sposób rozliczenia się ze sprawą Jedwabnego, co „przyniosło korzyści nie tylko w sensie moralnym, co jest oczywiste, ale także w sensie praktycznym, budując wiarygodność Polski na arenie międzynarodowej.” („Polityka historyczna”, Warszawa 2005, s. 92-96). Konferencja odbyła się pod honorowym patronatem Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a tom pokonferencyjny ukazał się z jego fotografią. Był to bodaj ostatni moment, kiedy formująca się nowa prawica była gotowa uznać autorytet Nowaka-Jeziorańskiego.
Polityka historyczna lansowana przez rządzące wówczas Polską Prawo i Sprawiedliwość poszła w inną stronę – podkreślania wagi powojennej partyzantki, nazywanej „żołnierzami wyklętymi”, radykalnego potępiania PRL oraz kwestionowania wartości elit, zwłaszcza elit „Solidarności” odpowiedzialnych za transformację ustrojową. Kilka lat później Machcewicz napisze: „<polityka historyczna>, która miała odbudowywać spoistość wspólnoty obywatelskiej, przywracać Polakom dumę i wzmacniać poczucie solidarności oraz identyfikacji z państwem, stała się przedmiotem politycznej instrumentalizacji rządzącego ugrupowania (…) narzędziem wykluczania przeciwników poza wspólnotę narodową, orzekania, kto jest dobrym patriotą, a kto nie zasługuje na to miano, wreszcie budowania nowej wizji historii podporządkowanej współczesnym potrzebom i podziałom.” (s. 22).
W takim klimacie myślowym nastąpiła publikacja książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa” z oskarżeniem przywódcy „Solidarności”, że był agentem tajnej policji. W ostrej dyskusji, która wówczas rozgorzała Machcewicz wziął udział, wskazując na oskarżycielski ton publikacji i niedostateczne dowody oraz próbując niuansować problem. Odpowiedź była brutalna, agresywna, wykpiwająca kompetencje polemisty i jego dobrą wolę. W ten sposób tworzył się nowy styl polemik historycznych, w których nie chodziło o przekonanie do swoich racji, ale zniszczenie, skompromitowanie, ośmieszenie oponenta. Ten coraz częstszy w tonie pisowskiej propagandy ton systematycznie niszczył możliwość rozmowy o historii, a argumenty miało zastąpić demonstrowanie „wyższości moralnej” antykomunistycznej i antyliberalnej prawicy.
*
Gdy sięgamy do genezy powstania Muzeum II Wojny Światowej trzeba powrócić do problemów związanych z ożywieniem pamięci o wojnie w pierwszych latach XXI w. Nastąpił wówczas powrót do pamięci i próba reinterpretacji przeszłości w kilku krajach. W Rosji kult „wojny ojczyźnianej” stał się istotnym elementem legitymizowania reżimu Putina a także zauważalnej rehabilitacji Stalina. W Niemczech powrócił problem „wypędzonych” i projekt utworzenia Centrum Przeciw Wypędzeniom, czego trudno było nie ocenić jako próby ukazania Niemiec jako ofiary wojny, a nie jej sprawcy. Reakcją na te zjawiska była m. in. polityka historyczna. IPN przygotował wspólnie z Niemieckim Instytutem Historycznym w Warszawie wystawę o zbrodniach Wehrmachtu we wrześniu 1939 r., a odpowiedzią na projekt Centrum miało być powołanie w 2005 r. Europejskiej Sieci <Pamięć i Solidarność> z udziałem rządów Polski, Niemiec, Węgier i Słowacji. Nowy rząd w Polsce nie przejawiał jednak zainteresowania utworzeniem Sieci i sprawa się nie zmaterializowała.
W listopadzie 2007 r. Machcewicz opublikował artykuł, w którym przekonywał, że odpowiedzią na niemieckie próby wyeksponowania „wypędzeń” powinno być przedstawienie przez Polskę własnej opowieści o doświadczeniach II wojny światowej. Najlepiej by miało ono kształt muzeum, pokazującego Europie i światu całość doświadczenia wojny ze szczególnym uwzględnieniem naszego regionu Europy. Pomysł został podjęty przez premiera Donalda Tuska i od września 2008 r. Machcewicz został Pełnomocnikiem Prezesa Rady Ministrów do spraw Muzeum II Wojny Światowej.
Jako pełnomocnik i dyrektor Muzeum Paweł Machcewicz oparł się na niezwykle kompetentnym zespole, w którym wyróżniali się jego zastępcy – Piotr Majewski, Rafał Wnuk i Janusz Marszalec. Projekt obejmował wybudowanie oryginalnego architektonicznie gmachu na terenie przekazanym przez miasto Gdańsk i przygotowanie ogromnej wystawy.
Gmach Muzeum wybudowano w latach 2012-16. Ekspozycja znajduje się pod ziemią – w najgłębszym miejscu 14 m. poniżej gruntu. Pod ekspozycję stałą przeznaczono 5 tys. m2 powierzchni, co czyni wystawę jedną z największych ekspozycji historycznych na świecie. Pod koniec 2015 r. na ponad 36 tys. obiektów znajdujących się w zbiorach Muzeum prawie 12 tys. było darami przekazanymi przez osoby prywatne i instytucje. Przyjęto bowiem założenie, by – inaczej niż ma to miejsce najczęściej we współczesnych muzeach historycznych – nie poprzestawać na wizualizacjach, mediach elektronicznych, ale jak najszerzej prezentować autentyczne pamiątki z epoki.
Wystawa stała prezentuje historię II wojny światowej od jej genezy, którą stanowią totalitaryzmy – włoski, sowiecki, niemiecki – z ich kultem przemocy, propagandy, pogardy dla jednostki i dążeniem do panowania nad światem. Zwiedzający przemierza ekspozycję oglądając doświadczenie polskie – począwszy od września 1939 r. – na tle doświadczeń innych narodów. Obok militariów, artefaktów – karabinów, mundurów, odznak, plakatów, pocisków, a nawet czołgów i wagonu, którym wywożono ludzi na śmierć – zwiedzający ogląda świadectwa ludzi z epoki i pamiątki po nich, nie tylko a nawet nie przede wszystkim z frontu, ale z jego zaplecza, gdzie wojna siała spustoszenie, prowadziła do strasznych męczarni i zbrodni, głodu, śmierci w obozach, oblężonych miastach, pod gradem bomb, podczas masowych wysiedleń. Pamięć wojny prowadzi do wspomnienia okrucieństwa, eksterminacji, zniewolenia, śmierci milionów. Polskie cierpienia ukazane są na tle uniwersalnym – cierpień spowodowanych przez totalitarne reżimy, przede wszystkim niemiecki, hitlerowski. Eksponowane pamiątki pozwalają niemal dotknąć tych tragedii, jak listy wysyłane z obozów koncentracyjnych, czy porcelana stopiona przez bombę atomową.
Na pytanie, po co nam Muzeum II Wojny Światowej, Machcewicz odpowiadał: „Po pierwsze, by nie zapomnieć. Była to największa tragedia w dotychczasowej historii ludzkości, a zarazem wydarzenie, które przeorało głęboko świat. Jego skutki do dziś odczuwamy w wielu wymiarach życia, jak choćby granic państw, pejzażu miast czy naszych wyobrażeń o wspólnocie narodowej.” Ponadto „świat, w którym żyjemy, doświadcza nieustannie przemocy, nowych wojen, zbrodni na bezbronnych ludziach.” Machcewicz podkreśla, że ludzki wymiar wojny twórcy Muzeum uznali za najważniejszy, pokazują przede wszystkim doświadczenie wojenne milionów zwykłych ludzi. Drugim ważnym celem jest „wprowadzenie doświadczenia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej do europejskiej i światowej pamięci historycznej. Dominujące na świecie narracje o tym konflikcie ukształtowały się na Zachodzie w czasach zimnej wojny, kiedy połowa Europy była oddzielona żelazną kurtyną, pozbawiona wolności, nie miała szansy na równych prawach uczestniczyć w tworzeniu wspólnego obrazu wojennych doświadczeń kontynentu. Historia II wojny światowej bez należytego miejsca dla paktu Ribbentrop-Mołotow, zbrodni katyńskiej czy radzieckich represji wobec ludności cywilnej, Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego zawsze będzie niepełna. Podobną wyrwą w zachodnim obrazie wojny pozostaje niemiecki terror wobec Polaków i innych podbitych narodów na wschodzie Europy.”
Dyrektor Muzeum nie ukrywał też, że ma ono być przestrogą: „Zależy nam na tym, aby oglądający wystawę dostrzegli na niej podobnych do siebie ludzi, postawionych w niezwykle trudnych, dramatycznych, a często ekstremalnych sytuacjach, jakich obyśmy sami nie musieli doświadczać.” (Katalog wystawy głównej)
Na pytanie, dlaczego Muzeum i jego dyrektor spotkali się z tak negatywną reakcją zwycięskiej w wyborach 2015 r. partii nie ma łatwej odpowiedzi. Trzeba wspomnieć, że Jarosław Kaczyński zaatakował koncepcję Muzeum już w 2008 roku, zarzucając jej, że ma zmierzać do „dezintegracji” narodu polskiego. Cechą „polityki historycznej” PiS jest odrzucenie uniwersalizmu, skoncentrowanie się na polskiej wyjątkowości, podkreślenie wyłącznie polskich ofiar. W atakach na Muzeum i jego twórców sięgano więc po wydumane argumenty o nie dostatecznym wyeksponowaniu tych wątków. Krytycy z prawicy zarzucali też Muzeum nie dość mocne wyeksponowanie tradycji oręża polskiego, niedocenie bohaterstwa wojennego, które w pisowskim wyobrażeniu polskości ma znaczenie nadrzędne. Z tych przyczyn bez zrozumienia przyjmowali skoncentrowanie uwagi na cierpieniach cywilów. Fałszywie zarzucano twórcom Muzeum niedocenienie walki polskiego podziemia i nie reagowano na podawane fakty. Trudno oprzeć się wrażeniu, że rządząca partia nie lubi Muzeum, bo to nie ona je zbudowała, a pragnie mieć monopol na opowiadanie o polskiej historii. Wydaje się też, że koncepcja wojny jako starcia totalitaryzmu faszystowskiego z demokracjami i ich wartościami opartymi o prawa człowieka koliduje z ideologią partii PiS, skłonnej do usprawiedliwiania skrajnie prawicowych ideologii, np. afirmacji NSZ. Wokół Muzeum skoncentrował się konflikt między demokratyczną a nacjonalistyczną koncepcją polityki historycznej.
Paweł Machcewicz okazał się więc persona non grata, a minister kultury podjął starania o odwołanie go ze stanowiska. W maju 2016 r. min. Gliński mówił: „Obecne kierownictwo zdaje się planować uniwersalistyczną opowieść o dziejach tego konfliktu i zaangażowanych weń narodów. Zamiast skoncentrować się na polskiej narracji tego zdarzenia. (…) To polski punkt widzenia powinien być prezentowany w tym muzeum.” Wtórował mu Jan Żaryn, senator PiS, historyk Kościoła i jeden z recenzentów powołanych przez ministra: „polski punkt widzenia na historię II wojny światowej został zasypany <pseudouniwersalizmem>.” Te negatywne oceny zostały zakwestionowane przez wielu specjalistów zasiadających w Kolegium Programowym Muzeum, a także w specjalnym oświadczeniu ogłoszonym w sierpniu 2016 r. przez Timothy Snydera i Andrzeja Nowaka: „wystawa oddaje zarówno prawdę historyczną w wymiarze ogólnego obrazu wojny, jak i szczególne miejsce w niej Polski. Jesteśmy zgodni, że Muzeum II Wojny Światowej w jego obecnej formie, stwarzałoby wyjątkową szansę dla Polaków, by dowiadywali się o wojnie poza Polską, a dla zagranicznych zawiedzających poznawania polskiej historii.” W styczniu 2017, już po zapoznaniu się z ekspozycją prof. Snyder dodał: „Wystawa ujmuje wojnę w sposób globalny, stawia Polskę i Gdańsk w centrum debaty o historii II wojny światowej.”
Minister jednak wiedział lepiej i jawnie głosił, że rząd ma prawo dyktować, jaka prawda historyczna będzie pokazywana.
Machcewicz okazał się trudnym przeciwnikiem, niepokornym i umiejętnie się broniącym. Czas, jaki mu pozostał, wykorzystał, by przez rok trwającej batalii doprowadzić do ukończenia wystawy i otwarcia Muzeum 23 marca 2017 roku. Następnie został, skutecznie tym razem, odwołany przez ministra Glińskiego.
I w tym miejscu dziś jesteśmy.
Andrzej Fiszke
Laudacja została wygłoszona podczas wręczenia Nagrody Jerzego Turowicza, 24 września w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha.