„Tygodnik Powszechny” czytałem chyba od pierwszego numeru, a jego naczelny, Jerzy Turowicz, postać już wówczas znana, niemal od zawsze był dla mnie kimś bardzo ważnym. Spotykałem go w różnych okolicznościach. Jednak osobista znajomość z Jerzym datuje się z okresu przed Październikiem ‘56, kiedy w sierpniu 1955 roku z grupą osób wyszliśmy z PAX-u[1], natomiast Jerzy Turowicz wraz z gronem swoich współpracowników czekali na możliwość odzyskania pisma, przejętego przez Stowarzyszenie PAX w czerwcu 1953 roku.
Miesiąc: sierpień 2016
Helena Styrna-Mamoniowa
W „Tygodniku” znalazłam się dlatego, że musiałam zarabiać pieniądze. Był rok 1959 i studiowałam na czwartym roku polonistyki, kiedy dowiedziałam się od mojego kolegi Staszka Gołubiewa, starszego syna Antoniego Gołubiewa, że w „Tygodniku” jest posada gońca do wzięcia. Powiedziałam sobie: „Proszę bardzo! Przecież i tak lubię chodzić”.
Bronisław Mamoń
Poniższy tekst to fragment wspomnień napisanych w 2003 roku; autor zdołał je doprowadzić tylko do roku 1956. Fundacja Jerzego Turowicza dziękuje żonie autora – Helenie Styrnie-Mamoniowej – w której posiadaniu znajduje się całość wspomnień, za udostępnienie poniższych fragmentów i możliwość ich przedstawienia szerszemu gronu czytelników.
Ks. Łukasz Kamykowski
W kamienicy przy ulicy Sobieskiego w Krakowie, gdzie mieszkali rodzice i siostry pana Jerzego Turowicza, pojawiłem się mając trzy miesiące. Urodziłem się w rodzinnym mieszkaniu mamy przy ulicy Grodzkiej, a przy Sobieskiego, po sąsiedzku z rodzinnym domem Turowicza, było mieszkanie mojego dziadka ze strony taty. Zamieszkaliśmy w dwóch pokojach połączonych korytarzykiem bez okna, z którego zrobiona była kuchenka. Jak to zwykle bywało w kamienicach, wspólne z innymi współlokatorami były sanitariaty.